czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 32 "Midnight Red"

-Ale dlaczego?
-Pisała do nas Alex jakie masz plany.. Kazała cie pilnować więc to rb...-że co proszę? Że co? Ona.. Ona mnie kocha. Łzy napływały mi do oczu ale musiałem się powstrzymać.
-Ja i tak to zrobię!-pobiegłem na dół do kuchni. Max biegł za mną. Wyciągnąłem największy nóż z szuflady i przyłożyłem go do gardła.-Odejdź! Odejdź bo się zabiję!-wrzeszczałem.
-Nathan. Nie rób tego. Młody, oddaj mi nóż. Proszę.-wyciągnął do mnie rękę a ja docisnąłem nóż do szyi.-Nie! Db! Już! Już odchodzę!-z rękami w górze odszedł kawałek. Nagle poczułem jak ktoś wyrywa mi z ręki przedmiot. To był Jay. Najwyraźniej był tam cały czas. Tylko, ze byłem tak roztrzepany, że go nie zauważyłem. Odłożył nóż a ja go przytuliłem. Tym razem już nie powstrzymywałem swoich uczuć. Rozpłakałem się.
-Cicho. Młody.. Cii..Chodź.-zaprowadził mnie na kanapę. Usiadłem mimowolnie.
-Nie chce żyć. Nie mam dla kogo. Ona odeszła. Mój Anioł odszedł! Mój Anioł Stróż odszedł. Nie chce mnie znać, ale on dalej się o mnie troszczy. Dalej mnie chroni i kocha. Nie chce żebym umarł. Choć powinienem, bo nie mam dla kogo chodzić po tym świeci.-gapiłem się w telefon bezskutecznie czekając na wiadomość.
-Nathan. Przestań. Żyj dla nas. Dla fanów. Dla Aniołka który nadal ma Cię głęboko w sercu. On nadal Cię kocha tylko potrzebuje czasu.-Jay siedział obok i starał się mnie pocieszyć ale to i tak na marne.
-Jay. Nic nie rozumiesz. To nie ma sensu. Ona nie wróci. Za bardzo ją zraniłem.-jęknąłem. I od tego właśnie czasu nie odezwałem się więcej ani słowem. Do domu wpadł Parker.
-Chłopaki! Z Seev'em byliśmy u Nano bo Was sie doprosić, albo znaleźć to trudno. No, ale byliśmy u niego i za dwa dni wyruszamy w trasę. Do Paryża. Ogarniacie? A później.. a zresztą macie kartkę.-podał mi kartkę. Popatrzył tylko z bólem i poszedł do kuchni. Paryż.---> Madryt.---> Manchester.---> Bawaria---> Barcelona.---> Londyn. Nie wiem kto to planował ale ta trasa jest beznadziejna. Jeżdżenie tam i z powrotem.
-A i chłopaki to tylko pierwsza część. Jest ich 3. Podobno w trzeciej jedziemy gdzieś gdzie jeszcze nie byliśmy.-powiedział Seev, a ja poszedłem na górę do swojego pokoju i pisałem coś. Sam nie wiem co to było.. Wiedziałem tylko, ze chcę dać to Alex.. J..Jak ją spotkam..

*Dwa dni później.*Oczami Jaya*
Siedzimy właśnie w naszym Tour Busie.Nathan nie odzywa się do nas już od dwóch dni. Wszyscy skaczemy obok niego, ale on nic nie chcę. No cóż. Sam sobie zaszkodził, ale to mój brat. Z wyboru bo z wyboru, ale brat. Chłopaki się wydurniają a ja razem z nimi, a Sykes siedzi ze słuchawkami na uszach i gapi się przez okno. Już 5 godzinę! Najbardziej martwi mnie to, że zostało drugie tyle. Ehh. Była godzina 17 kiedy dotarliśmy na miejsce. Czasu nie było dużo, ponieważ koncert był o 18. Nieźle. Godzina! No super! Okey. Weszliśmy na scenę. Próba na której byli nasi wspaniali fani. Moze nie wszyscy, ale było świetnie. Nathan nawet się uśmiechnął. Byłem szczęśliwy.Jak się okazało ten "koncert" to jakiś festiwal. Mody czy coś. Właściwie to Paryż więc. Był Ed Sheeran, Midnight Red i my. Oczywiście wspólna fotka z Ed'em i selfie z chłopakami z MNR.















Wreszcie koncert się zaczął. Znaczy nie nasz, bo najpierw był Ed, a następnie Midnight Red.

*oczami Alex*
W Paryżu mieszkałam już dwa dni. Musiałam wszystko szybko załatwić. Pracę, mieszkanie. Pracowałam jako malarz? Chyba tak. Ale nie, nie ten co ściany maluje tylko malarz malarski. Mam rysować portrety sławnych gwiazd. Cieszyłam sie z tego jak dziecko. Wreszcie bd mogła poznać wiele gwiazd. Chciałabym poznać Midnight Red. Świetnie śpiewają. Ale jeśli chodzi o mieszkanie. Jest bardzo uroczę.  A czynsz o dziwo jest niski. I to nawet bardzo. A dziś idę do pracy, ale w bardzo przyjemny sposób. Idę na festiwal mody. Mają byc gwiazdy ale nie wiem jakie. Szef ma być na miejscu i dać mi przydział.Db to trzeba się jakoś fajnie ubrać, ale najpierw idę pod prysznic. Niestety wszystkie wspomnienia wróciły.Jak szybko weszłam do łazienki tak też szybko z niej wyszłam. Ubrałam się w jeansy, białą koronkową bluzkę. Włosy spięłam w kłosa. Zrobiłam na prawdę lekki makijaż. Byłam gotowa. Była 17:50, a koncert zaczyna się o 18. Oj. Mam nadzieję, że się nie spóźnię. Zamówiłam taksówkę i wyszłam z mieszkania zamykając go. Taksówki jeszcze nie było. Czekałam i czekałam. Było już za 5. Postanowiłam, że nie bd dłużej czekać. Położyłam pieniądze na chodniku i ruszyłam pędem. Na miejscu byłam o 18:07, a nikt nie grał. Nie rozumiem tego. Chociaż dobrze, bo przynajmniej sie nie spóźniłam.Szaf trochę był wkurzony że nie byłam na czas, ale szybko mu przeszło. Dał mi kartkę na której było napisane: Colton Rudolff; Ed Sheeran; Anthony Ladao; Max George; Nathan Sykes. Że co do cholery!?
-Przepraszam, ale czy ja nie mg zrobić portretu komuś innemu?-łzy ciskały mi sie do oczu. 
-Musisz zrobić to zamówienie. Ey, mała. Co sie dzieje?-tak, tak właśnie to jest mój szef. Zawsze tak do mnie mówi. Znaczy no przez te dwa dni. Jest wyrozumiały, czasem ostry, ale przystojny. Ma brąz włosy, lekki zarost, zielone oczy, szalenie umięśniony. Ideał. Niestety. Ja już dawno znalazłam swój ideał.
-Jeden chłopak na tej liście. On... no on mnie zranił i to bardzo. Uciekłam z Londynu, a w Paryżu znowu sie zobaczymy.-Kiss me. Matko! Czy ten Ed nie ma innych piosenek?!
-Dasz radę. Jesteś silna dziewczynką.-przytulił mnie mocno. Byliśmy razem na ty.
-Dziękuję Kevin.-usmiechnęłam się.
-I tak ma być.-odwzajemnił go.-Leć. Colton na Ciebie czeka.-uśmiechnął się szeroko. Nie obejrzałam się kiedy Midnight Red schodziło ze sceny.Kevin podał mi sztalugi i to wszystko. Poszłam na backstage.
-Em.. ten. Jakieś portrety miałam malować.-powiedziałam lekko speszona tachając ze sb sztalugi i kartki razem z ołówkami.
-Czekaj. Pomogę Ci.-blondyn pochwycił wszystko i poszedł na stołek.Zaczął rozkładać.
-Nie, nie! Zostaw! Nie możesz. Ja sb poradzę..-podeszłam i zaczynałam rozpakowywać swoje przyrządy.
-Ale dlaczego? Przecież Ci pomogę.-popatrzył na mnie a ja zmiękłam. Miał takie piękne oczy.
-Jesteś gwiazdą, a gwiazdy się szanuje. Nie mg się przeciąża. Powinni mieć swoich ''podwładnych''. I ranić na każdym kroku. Przecież to ich rola.-mówiłam cały czas patrząc mu w oczy.
-Wszystko dobrze?-popatrzył na mnie dziwnie, a ja się otrząsnęłam.
-Em. P..Przepraszam. Usiądź. Em. Colton prawda?-rozkładałam sztalugi.
-Okey. Nic się nie stało. Tak. A ty?-usiadł i przybrał już pozycję.
-Alex.-usmiechnęłam sie i zaczęłam rysować. Najpierw szkic a następnie cieniowanie. Polubiłam go. Skończyłam w pół godziny.
-Dasz mi swój numer?-zapytał.
-Tak, jasne.-wzięłam jg telefon i zapisałam swój numer. On w tym czasie gapił sie w swój portret.
-O matko! Ale cudo.-uśmiechnął sie szeroko.
-Em.. Mój szef stoi tam. Przepraszam ale został jeszcze Anthony.-puściłam mu oczko.
-Tu jestem!-pomachał mi przed oczami.
-O! Cześć. Alex jestem.Usiądź.Wytrzymasz pół godziny w jednej pozycji?
-Dla Ciebie? Zawsze! I w jakiej tylko chcesz..-poruszał brwiami.
-Zboczeniec.-westchnęłam.-Ok. Mogę zaczynać?
-Pewnie.-kolejne pół godziny minęło mi w ciszy.Wymieniliśmy się numerami telefonu. Bardzo są sympatyczni. I zboczeni. Nie przeszkadzało mi to. Podszedł do mnie szef i powiedział, że dwie osoby zrezygnowały. Oby Nathan, oby Nathan.Cały czas to powtarzałam, ale gdy usiadłam na krześle do namiotu przyszedł Nathan. Stanął w 'progu' łzy cisnęły mi sie do oczu ale musiałam zachować zimną krew.
-Usiądź.-przełknęłam ślinę.

*oczami Nathana.*
Matko. Chłopaki załatwili mi jakieś malowanie. Jakiś facet miał mi portret narysować. Po ciul mi to. No ale już na odpieprz się poszedłem tam. Kiedy wszedłem do namiotu zatkało mnie. Na krześle siedział mój Anioł. Moje kochanie. Moje słońce. Moja kruszynka. Alex.
-Usiądź.-powiedziała prawie ze łzami.Serce mnie zakuło. Myślałem, ze zemdleje. Podszedłem wolnym krokiem i usiadłem na krześle. Zdobyłem w sobie odwagę by coś powiedzieć.
-Alex posłuchaj...-nie dokończyłem bo mi przerwała.
-Proszę usiąść w taki sposób jaki chce mieć pan portret.-ten ból w oczach. Twarz która nagle zrobiła sie blada. Oczy które straciły swój naturalny blask. Ubrania te co zawsze, ale jakby nie na tym samy ciele. I ten pan. Jakby kompletnie nieznajomy.
-Tak.-powiedziałem a samotna łza spłynęła po moim policzku. Żeby nie była taka samotna kolejne łzy spływały po policzkach i kapały na ziemie. Patrzyła na mnie rysując. Nie wiedziałem, ze umie rysować. Nie znałem jej. Zraniłem ją. Po pół godzinie szczęścia skończyła i znów mnie wyprzedziła.
-Mój szef jest tam. Proszę do niego iść.-nie patrzyła na mnie. Nie miała nawet takiego zamiaru. Podszedłem do obrazu. Zaniemówiłem. Był piękny. Na dole widniał jej podpis. Jej perfumy unosiły się w powietrzu. Wciągałem jej zapach jak marihuanę.
-Alex.-popatrzyłem na nią z jeszcze większym bólem.-Ja.. Wiem, ze przeprosiny nic nie zmienią, ale... Ja Cię kocham. I wiem, ze ty mnie też.Powiedz to.. Powiedz, ze mnie kochasz.-podszedłem do niej i popatrzyłem głęboko w jej szarawe oczy.
-Zraniłeś mnie! Zraniłeś!!-wrzasnęłam tak głośno, ze wszyscy nawet na zewnątrz słyszeli. Z płaczem wybiegła z namiotu. Pobiegłem za nią.

*oczami Alex*
Wybiegłam z namiotu i natknęłam się na Coltona. Złapał mnie w ramiona.
-Zostaw mnie! Zostaw mnie!- wyrwałam się i biegłam przed sb. Dobiegłam do Wierzy Eiffla. Wybiegłam na samą górę i wpadłam na barierkę wychylając sie przez nią. Płakałam tak bardzo, że cała panorama Paryża mi się rozmazywała. Nagle zaczął padać deszcz. Poczułam, że niebo płacze razem ze mną.Nagle poczułam za sb oddech Nathana.
-Alex.. K..ochanie.. Pozwól mi się wytłumaczyć. Ja.. Ja Cię nadal kocham. I wiem, że ty mnie też. Ale ja nie mogę o tym zapomnieć. O tym wszystkim.. Ja zraniłem kobietę.. Moją kobietę na całe życie..-płakał. Słyszałam to w jego głosie pomimo, że starał się zachować spokój. Podszedł do mnie od tyłu. Chwycił za biodra i lekko rozbujał. Czułam się jak dawniej. Zmrużyłam oczy, a on zaczął szeptać mi do ucha tekst do piosenki "Iris". Jednak ocknęłam się z transu i odwróciłam do niego.
-Zraniłeś mnie. Ja nie wiem czy jestem w stanie Ci to wybaczyć.-popłakałam się.
-Nie zrobię Ci więcej krzywdy.
-Nie wierzę Ci! Nie wierzę!-podniósł mnie i posadził na barierce. Zimno i deszcz przeszywały moje ciało. Jego dłonie powędrowały pod bluzkę potargał ją i zaczął pocałunkami obdarowywać moje piersi i cały dekolt. Dałam mu z liścia i schodząc z barierki krzyknęłam.
-Nienawidzę Cię!-zbiegłam w jak najszybszym tempie na dół. Biegłam przed siebie i wpadłam w ramiona Coltona.
-Colton!-przytuliłam go i płakałam mu w koszulkę.
-Co się dzieje. Słonko. Nie płacz! Nie płacz! Proszę.-głaskał mnie po włosach odgarniając kosmyki z mojej twarzy.
-On się do mnie dobierał. Na barierce! Tam!-płakałam ale jego wyregulowany oddech mnie uspokajał.
-Cii. Cichutko. Jestem tu. Cii.-dalej padało a mimo to on ściągnął swoją bluzę i mi ją założył.-Chodźmy stąd.
-Mógłbyś zawołać Jay'a? Jak tu gdzieś jest?-popatrzyłam mu w oczka.
-Alex!-Jay ni stąd ni zowąd pojawił się za Colton'em. Podbiegł do mnie i mocno przytulił.
-Jesteś tu..-pogładziłam go po policzku.-Colton dał mi bluzę. Pada dalej. Loczki Ci się wyprostują.-uśmiechnął się.
-Dzięki stary.-poklepał go po ramieniu.-Alex. Oddaj mu bluzę. Dam Ci swoją.-ściągnęłam i podałam mu to co jego.
-Dziękuję.-wspięłam się na palcach i dałam mu buziaka w policzek.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się. Jay dał mi swoją bluzę.
-Jay. Nathana długo nie ma. Boję się, ze coś mu się stało. Proszę idź zobacz na górę.-wytrzeszczyłam oczy.
-Dobrze. Zaraz wracam.-powiedział i poszedł na górę. Wepchałam swoje ciało ''w Coltona" a on mnie przytulił i razem wyczekiwaliśmy Jay'a. Po chwili wrócił z...

*Heeeej!! Jak mijają wakacje? Mi dobrze. Mam nadzieję, ze się spodoba. MYŚLĘ ŻE BD WIECEJ KOMENTARZ NIŻ POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM. DO NASTĘPNEGO./Paula ;*

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 31 "Nie to przyjaciel"

Zapłaciłam za kurs taksówkarzowi i wbiegłam do domu. Od progu usłyszałam głos babci.
-Skarbie czy to ty?
-Tak już jestem
-Czy się coś stało? Chodź zrobię jakiś szybki kolacje i porozmawiamy.
- Nie dziękuję nie jestem głodna Jadłam  na mieście...- musiałam skłamać, jeszcze jakby sie dowiedziała o tych wynikach nie miałabym wolności. Czy oni nie rozumieją że nie jestem głodna.- Pójdę do siebie.- udałam sie do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Popatrzyłam na tą pechową kopertę i nie wiadomo w którym momencie usnęłam.

*rano*
Obudziłam sie i zeszłam na dół Elizabeth jeszcze spala posiedziałam sobie w kuchni czekając na kobietę gdy tylko przyszła zaproponowała mi śniadanie, lecz ja znowu skłamałam ze jadłam. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Gdy weszłam do pokoju popatrzyłam na kopertę z wynikami. Zaczęłam znowu rozpamiętywać chwile spędzone z Nathanem. W dalszym ciągu nie rozumiałam dlaczego mnie zdradził. Wiem ze Paola miała lepszą figurę, ale gdyby mi powiedział postarałabym się schudnąć. Nath się wkurzył na mnie o te wyniki a sam wygląda jak wrak człowieka ja w końcu jestem ładna. Jego włosy były nie ułożone tak jakby dopiero co się obudził *.* , ale jego podkrążone oczy jakby w ogóle nie kładł sie spać, miał brodę co do niego nie pasuje coś sie musiało stać. Porozmawiam o tym jutro z Jayem. A wracając do mnie będę jeść bo przecież nie chcę wylądować w szpitalu, ale nie chcę przytyć.Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.-jakoś nie miałam ochoty na jakichkolwiek gości no ale db. Jak się okazało to był Jay.-Czego chcesz?! Kto Cię wgl wpuścił!-zerwałam się na równe nogi. 
-Elizabeth.-ten człowiek mnie wkurza. 
-Tyle to też wiem! Czego chcesz?
-Porozmawiać.
-Kurwa człowieku jak się zaraz nie ogarniesz to Cię wyjebie. A poza tym nie mamy o czym rozmawiać. Trzeba było nie mówić Nathanowi, że się ze mną widujesz. 
-Nie wrzeszcz panienko. Nie mówiłem nic Nathanowi. Sam mi powiedział, ze mnie śledził.Więc się uspokój.-chwycił mnie za nadgarstki i popchał na łóżko. 
-Ahaa. Tak tak. Bo Nathanek z Paulisią nie maja nic do roboty nie?
-Ehh.. Nathan już z nią nie jest. Ty go nie widzisz na co dzień. Świruje. Zachowuje się jakby nie dostał swojej działki. 
-Widziałam go wczoraj i to mi wystarcza.Spierdalaj!-zaczęłam się szarpać.Wstałam i wyrwałam się. Jay popchał mnie na łóżko i usiadł na mnie.-Co ty do cholery robisz!?
-Uspokój się. Nathan Cie kocha.. Nie wiesz jak cholernie tego żałuje. Widziałaś go. Kurwa jak zajebany Titanic w Atlantyku!
-Gdyby kochał to by nie zdradził. A poza tym od kiedy ty chcesz, żebyśmy byli razem! Przecież mnie kochasz!
-Alex. tak. Kocham Cię. Ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Ja nie potrafię Ci dać takiego szczęścia jak Nathan. I... Paola go zdradziła. Nasłała jeszcze na niego jakiś łachów i go pobili a teraz siedzi i się tnie, a ja nic nie mogę zrobić, bo kiedy próbuje go przekonać on mówi, ze będzie się ciął dopóki z nim nie porozmawiasz. I.. On jest cały z ciachany. Ręce nogi. 
-On mnie już nic nie obchodzi.-tak, wiem. To nie prawda. Ale gdybym mu powiedziała prawdę on by mnie zaciągnął do Sykesa, a ja nie chcę być z nim sam na sam i na ng patrzeć.-Musicie znaleźć inne sposoby żeby go przekonać. Przykro mi,a teraz złaź ze mnie!-zepchnęłam go na ziemię tak ze huknął. 
-Alex. Ehh..  Ja wiem, że kłamiesz ale dam Ci dzisiaj spokój. Ale nie dam Ci spokoju z tą anoreksją. Musisz wykupić leki i masz jeść. Proszę.-popatrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami z tą nutką politowania. Musiałam się zgodzić.
-Dobra. A teraz pozwolisz, ze pójdę na obiad. 
-Tak pewnie.Do zobaczenia jutro.-otworzył mi drzwi. Zeszłam na dół. Ja poszłam do kuchni, a on udał się do wyjścia. 
-Powiesz mi co sie stało skarbeńku?-zapytałam Elizabeth tym swoim ciepłym głosem. 
-Nakryje do stołu.-uśmiechnęłam się do niej tak jak ona do mnie. Za wszelką cenę chciałam uniknął tej rozmowy. Nakryłam do stołu i zasiedliśmy do obiadu. Było pyszne. Nagle ktoś zapukał do drzwi. 
-Zapraszałaś kogoś?-spojrzałam na moją towarzyszkę ze zdziwieniem. 
-Nie ja nie. Ale to pewnie ten twój przyjaciel czegoś zapomniał. 
-Nic ze sobą nie brał. Dobrze. Pójdę otworzyć.-poszłam do drzwi. Otworzyłam, a w nich stał.... Nathan! Z jakąś paczką. jeśli myśli, ze mnie przekupi to się grubo pomylił. Zatrzasnęłam drzwi zanim cokolwiek zdążył powiedzieć i wróciłam do stołu. 
-Kto to był?-zapytała troszkę zdziwiona. 
-Nie nikt ważny. To tylko...-nie zdążyłam dokończyć, bo przerwały mi krzyki Nathana.
-Alex! Kochanie! Błagam! Otwórz mi!! Chce tylko porozmawiać!-tłukł się w drzwi i chyba płakał. Nie chciałam tego słuchać więc pobiegłam na górę. Nałożyłam słuchawki i włączyłam muzykę na fulla. Po chwili przyszła Elizabeth i oznajmiła, ze zostawił paczkę. Machnęłam ręką tak że upadła na ziemię i coś w niej się rozwaliło. 
-Dobrze.To już pójdę.-wyszła, a ja upadłam na ziemię i powoli odtworzyłam pudełko. W środku była szarlotka z "Green Street". Na samą myśl się uśmiechnęłam. Była troszkę rozgnieciona i nie wyglądała tak apetycznie ale wzięłam kawałek. Taki z niego romantyk ze nawet dołączył talerzyk i łyżeczkę. Wysilił sie, że hej! Do ciasta dołączony był list. Wzięłam go i zaczęłam czytać.

Kochana Alex
Chciałem cię przeprosić za to co sie stało... Zachowałem się jak palant, ba palant to mało powiedziane. Wszystko co napisze jest bez sensu. Żadne słowa nie wyrażą tego co teraz czuje. Chciałbym do cb wrócić.. chciałbym znowu czuć cię w swoich ramionach, trzymać tak mocno ile tytko zdołam. Nie wiem co czujesz, nie wiem czy wybaczysz, to czy mnie kochasz wciąż wiele dla mnie znaczy. Jeśli nie będziesz chciała ze mną być zrozumiem i spróbuje dalej żyć... Jay ci pewnie powiedział co sie ze mną stało.. Tak to wszystko prawda. Jeśli mnie nie kochasz to obiecuje więcej cię nie nękać i nie nachodzić. Jestem ci w stanie obiecać ze mnie już nigdy nie zobaczysz
                                                                                                                                Nathan
 Przeczytałam ten list. Po mojej głowie kołatało sie 1000 pomysłów co Nathan miał na myśli pisząc " Jestem ci w stanie obiecać ze mnie już nigdy nie zobaczysz" Najczęstsza myśl.. On chce sie zabić! Kocham go i nie mg do tg dopuścić wzięłam telefon i wysłałam Sykesowi krótkiego sms'a
Nathan nadal cię kocham ale nie możemy być razem.. Nie potrafię ci tego wybaczyć.. Przykro mi. Nie pisz więcej ani nie przychodź do mnie
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i zaczęłam płakać. Jednak po nie całej minucie dostałam sms'a
Proszę cię tylko o jedno spotkanie. Bądź dziś o 17 w parku niedaleko twojego mieszkania. Bardzo zależy mi na tym spotkaniu.
Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam do łazienki obmyć twarz aby nie było widać śladów płaczu. Zeszłam na dół.
-Babciu.. Chciałam z Tb porozmawiać.
-Dobrze. Tylko zrobię herbatkę będzie nam się lepiej rozmawiało.-usiadłam na krześle i czekałam na Elizabeth. Zaparzyła herbatkę i usiadła przy stole.
-Więc o czym chciałaś porozmawiać?
-Chciałam oznajmić, ze wyjeżdżam.
-Ale jak to? Gdzie? Dlaczego? Źle Ci tu mnie?-zasypywała mnie pytaniami a ja coraz bardziej miałam wyrzuty sumienia.
-Po prostu chce wyjechać. Zapomnieć o nim i odciąć się d znajomych. Wyjeżdżam do Paryża.. Nie, Jest mi u Cb jak w niebie. (xd) Tylko, ze za dużo wspomnień jest tutaj. Ehh.. Przepraszam Cię. Ja wrócę za niedługo. Musisz mnie zrozumieć. A teraz przepraszam, ale muszę załatwić z pracą i mam jeszcze trudne spotkanie.-pocałowałam ją w policzek i napiłam się herbatki. Popędziłam na górę. Zadzwoniłam do mojego szefa w sprawie wyjazdu. Był bardzo wyrozumiały i się zgodził. Powiedział też ze bd na mnie czekał ponieważ jestem wspaniałym pracownikiem. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Kolejnym moim celem było kupno biletu. Zadzwoniłam do biura podróży. Kupiłam bilet na godzinę 20:35. Myślę, ze się wyrobie. Załatwiła wszystkie te sprawy i zaczęłam się ubierać. Chciałam wyglądać jak najładniej. Błękitna sukienka. Włosy spięłam w kokardkę. Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół. Ubierałam właśnie buty kiedy w progu drzwi do kuchni stanęła Elizabeth.
-Wiesz. Mam coś dla Ciebie.-wyciągnęła do mnie kopertę.
-Nie.. Babciu.. Nie mogę tego przyjąć. Ja mam pieniądze. Starczy mi.-byłam troszkę speszona. Wepchała mi pieniądze do ręki i zacisnęła.
-To ode mnie. Będę tęsknić. Jesteś dla mnie jak wnuczka której nigdy nie miałam. Myślę że nie zapomnisz o starej babci.-uśmiechnęła się do mnie a po jej zmarszczkom policzku spłynęła łza. Otarłam ja i się przytuliłam. Tez bd mi jej brakować ale zwyczajnie muszę odpocząć.
-Jeszcze się zobaczymy. Pa.-pocałowałam ją i wybiegłam z domu. W parku byłam punkt 17. Rozglądałam się w poszukiwaniu Nathana. Nagle poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach i głębokie przytulanie. Obróciłam się i odepchnęłam jak sie okazało Nathana.
-Co ty do cholery odwalasz ciulu ty?! Spotkać okej! Ale nie jakieś zjebane czułości mi tu bd okazywać!-co za debil. Może mnie jeszcze bd chciał zgwałcić?!
-Przepraszam nie mogłem sie powstrzymać.-słychać było skruchę w jego głosie.-Ja chciałem się z Tb zobaczyć, chciałem wiedzieć czy to co Jay mówi to prawda.
-No to skoro mnie już zobaczyłeś to ja już sobie pójdę. Wybacz ale się spieszę.- odwróciłam się i już miałam odchodzić Nathan złamał mnie za rękę.
-Poczekaj.. Ja chce z Tobą porozmawiać.
-Nathan zrozum, nie mamy o czym rozmawiać.. Nie moja wina  ze Paola cie zdradziła i nasłała kogoś na ciebie. Jeśli poleciałeś na jej seksi ciałko to teraz cierp. Mogłeś mi coś powiedzieć to bym się postarała schudnąć. A teraz już mam idealną figurę ale nie ty na nią będziesz patrzył. A teraz wybacz ale spieszę sie bo przyjeżdża Sam.- Musiałam coś wymyślić żeby sie ode mnie odczepił i dał mi w końcu odejść
-Jaki Sam?-Nathan sie chyba wkurzył, ale w końcu o to mi chodziło żeby dał mi spokój.- Co już masz nowego chłopaka? Mówisz na mnie że cię zdradzam a sama sie pierdolisz na boku!?- teraz już przegiął sam mnie zdradził a mnie będzie o zdradę oskarżał? A podobno mnie kocha.
-Nie to przyjaciel.. A nawet jeśli bym sie z nim przespała to jestem w innej sytuacji niż ty! Bo my nie jesteśmy już razem i mam prawo spać z kim chce, chociaż tg nie rb bo nadal kocham takiego jednego dupka!- wykrzyczałam to i po prostu uciekłam nie mogłam już dłużej na niego patrzeć. Biegłam i odwracałam się by sprawdzić czy za mną biegnie, lecz on tam dalej stał. Nawet stąd widziałam że zabolały go moje słowa i że właśnie sie zastanawia nad tym co zrobił. Byłam wściekła. Nie wiem czy bardziej na niego czy na siebie, miałam przyjść powiedzieć ze kocham ale nie bd razem by wybić mu z głowy samobójstwo. Była godzina 18 kiedy wpadłam do domu po walizkę wzięłam ją i zadzwoniłam po taksówkę. Gdy siedziałam w taksówce napisałam jeszcze do Jaya sms'a
Spotkałam sie z Nathanem, ale chyba pogorszyłam sprawę :( schowajcie wszystkie żyletki i pilnujcie go proszę po sekundzie dostałam odpowiedź:
Okej już chowamy. Ale co sie stało? Dlaczego? Za dużo pytań zadawał ten człowiek
Jak Nathan będzie chciał to wam powie ja nie chce sie tłumaczyć po prostu go przypilnujcie.nie dostałam już odpowiedzi co oznacza że mnie posłuchali.
Weszłam na lotnisko. poszłam na odprawę a po sprawdzeniu walizek udałam sie do pobliskiej kawiarni na ciacho. Niestety była tam szarlotka i wszystkie wspomnienia wróciły. Miałam ochotę sie rozpłakać ale musiałam być twarda.

*Oczami Nathana*
Powiedziała ze Sam to jej przyjaciel i że sie z nim nie przespała bo nadal mnie kocha. Boże dlaczego ja jestem takim debilem. Chciałem ja przeprosić, ale ona już uciekła. Widziałem jak biegła chciałem ją zawołać, ale zbyt bardzo ją zraniłem. Po cholerę na tym świecie taki człowiek, który krzywdzi kobietę swojego życia i przychodząc na przeprosiny oskarża ją o zdradę? Dlaczego ja sie nie mogłem oprzeć tej głupiej Paoli?
Było minęła.. teraz pozostało mi tylko jedno wyjście. Pobiegłam do domu. Chciałem zamówić taksówkę ale wszystkie były zajęte. Niestety z astmą nie pobiegłem daleko.. Poszedłem na przystanek i czekałem na jakiegoś stopa czy autobus. Cokolwiek. Jednak się nie doczekałem. Postanowiłem, ze pójdę na nogach. Trudno. Szedłem tak długo. Nagle zobaczyłem znajomą mi twarz. Był to taksówkarz który pomógł mi dotrzeć do szpitala kiedy Alex... Ehh... Kiedy Alex była w szpitalu. Tylko... O matko! Podbiegłem do mężczyzn którzy go bili. Dostałem dwa razy po mordzie ale w końcu ich odpędziłem. Niestety facet trochę ucierpiał.
-Wszystko dobrze?-zaniepokoiłem się, ale muszę mu jakoś pomóc tak jak on pomógł mi.
-W porządku.. Dzięki za pomoc, gdyby nie ty pewnie by mnie zabili...- odpowiedział
-No wiesz teraz jesteśmy kwita.. ty mi pomogłeś jak sie spieszyłem do szpitala, ja ci teraz... A teraz wybacz bo sie spieszę
-Może cie podwiozę?- zapytał
-Nie to juz niedaleko przejdę sie- nie mogłem sie zgodzić na jego pomoc. Musiałem sobie wszystko przemyśleć, czy to co zaplanowałem jest dobrym rozwiązaniem. Jakieś 10 minut później byłem już w domu.
Skierowałem się do łazienki. Otworzyłem szafkę w poszukiwaniu żyletki,  której nie było. Pewnie któryś z chłopaków sie golił i wziął moją żyletkę... Mam nadzieje z nie ma chłopaków w domu. Poszedłem do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś ostrego noża lecz gdy wychodziłem w drzwiach pojawił się Max
-Młody co ty robisz?- zapytał. Cholera z teraz akurat musiał przyjść.
-Chciałem sb kanapkę zrobić.-odparłem.
-Gdzie sobie ta kanapkę chciałeś zrobić w łazience? I na czym? Na ręce?-cholera on chyba wiedział że chce ze sb skończyć.
-To ty zabrałeś mi żyletkę?- Zapytałem, chociaż byłem pewny ze to on
- Nie, to nie ja. Jay ją wziął
-Ale dlaczego?
-Pisała do nas Alex jakie masz plany.. kazała cie pilnować więc to rb...

Hejo... I kolejny rozdział tym razem w wykonaniu Basi... Ja tu tylko rb poprawki.xD Jak mijają Wam wakacje?
P.S. Czytasz=Komentujesz  plisss

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 30 "Babcia."

*Oczami Alex*
Miałam koszmarny sen śniło mi się że Nathan mnie znalazł i mnie przepraszał, a na następny dzień znalazłam go w łóżku z 5 kobietami. Na szczęście to był tylko sen. Obudził mnie głos Elizhabet
-Kotenieńku zejdź na dół, bo zrobiłam śniadanie, a za chwile idziesz do pracy.-otworzyłam szeroko oczy. Zerwałam się i pobiegłam do szafy. Wyciągnęłam zgrabną sukienkę z lekkim dekoltem.Włosy związałam w kłos. Lekki makijaż i baletki. Zbiegłam na dół.
-Matko! Już jestem! Nie jestem głodna. Dziękuję Ci. Będę lecieć. Wracam ok. 21.-pocałowałam ja w policzek.
-Ale kanapki zrobiłam.-westchnęła staruszka.
-Przepraszam, ale się spieszę. Wynagrodzę Ci to. Paa!-wybiegłam z domu i ruszyłam pędem do baru. Nie było daleko więc szybko dobiegłam. Hym? Moze zacznę biegać i na siłownie chodzić? To by był dobry pomysł. Wpadłam do pracy.
-Dzień dobry!-wpadłam zdyszana na zaplecze.-Bardzo przepraszam za spóźnienie.-dyszałam i starałam złapać się głęboki oddech.
-Witam. Ale jakie spóźnienie? Jest pani punktualnie! Bardzo chwalę takich pracowników.-pokazał ręką na zegar na ścianie który wskazywał 8. Strasznie się zdziwiłam, ale w duchu byłam szczęśliwa. Facet podał mi fartuszek.
-Dziękuję. Mogę już iść?-zapytałam.Troszkę się bałam bo nie byłam nigdy w tej pracy.Kiedys wujkowi pomagałam ale to trochę.
-Przecież nie ma klientów.-zapytał. Co nie wie po co się idzie? To seryjny właściciel czy jak.Spięłam się.
-No.. Stoliki przemyć. Krzesła znieść na ziemię.-mówiłam niepewnie.
-Niech się pani rozluźni.Chciałem tylko panią sprawdzić. Spokojnie.-pogłaskał mnie po ramieniu.
-Strasznie się wystraszyłam. Dobrze to ja już pójdę na salę.-założyłam fartuch i poszłam wykonywać swoje czynności. Przez pierwsze cztery godziny przychodziły jakieś pojedyncze osoby. Po kawę albo jakieś przyjaciółki na ciacho. Gdy dochodziło południe zbierało się coraz więcej osób. Na obiad albo posiedzieć tak po prostu z kumplami. Strasznie dużo było pracy ale sprawiało mi to przyjemność. Ludzie byli bardzo mili, ale wieczorem to była jakaś masakra! Totalna! Faceci zbierali się na mecz. Grał Manchester City i Manchester United. Nie rozumiem tego niby tu Manchester i tu Manchester a dwa kluby i dwa "fandomy". Ajć. Ała!! No masakra z tymi facetami. Cały czas mnie szczypią. Zanosiłam właśnie piwo jakiemuś chłopakowi. Matko! Loczki! Źle mi sie kojarzą. Postawiłam piwo na stoliku i już miała odchodzić ale facet popatrzył mi w oczy. Już wiedziałam, że to Jay i nie bd tak łatwo się wykręcić. Złapał mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
-Alex! Tak się cieszę! Gdzie mieszkasz? Jak się czujesz! Tak cholernie bałem się ze wyjechałaś.-przytulił mnie. Też sie cieszyłam, że go widzę, ale bałam się ze powie chłopakom. Trzymałam go mocno w uścisku. W końcu oderwał się.
-Nie, miałam taki zamiar, ale jakaś awaria była czy coś i musiałam zostać. Mieszkam z Elizabeth. Jak się czuje? Zimno mi. Błagam. Zostaw mnie teraz, bo kurcze szef mnie zwolni! Jestem w pracy.-wkurzyłam sie i poszłam do środka. Jay poszedł za mną.
-Będę czekać na Ciebie!-krzyczał. W środku było głośno. On poszedł do swojego stolika,a ja wróciłam do swoich obowiązków. Dochodziła 21. Klienci wychodzili. Mecz sie skończył. Było strasznie brudno. Szef już wyszedł i wszyscy pracownicy. Zostawił mi klucze. Miałem posprzątać i zamknął bar. Powycierałam stoliki.Wyłożyłam krzesła i zaczęłam zamiatać. Zawiesiłam fartuch na wieszaczek. Ubrałam sweterek. Wyszłam z baru. Zamknęłam go na klucz. Odwróciłam się i doznałam szoku.
-Jay! Debilu!-złapałam sie za serducho.-Nie strasz mnie!
-Spokojnie. To tylko ja.. Spokojnie. Czekałem na Ciebie. Mogę Cię odprowadzić?-zapytał i zrobił słodkie oczka.Nie mogłam mu odmówić. Kiwnęłam głową a "tak" z uśmiechem poszedł ze mną.-Wiesz. Bardzo chcę żebyś wróciła, ale wiem, ze tego nie zrobisz. Tak sb myślałem o Tb i twojej wyprowadzce. I wymyśliłem, że załatwię Ci mieszkanie. Gdzieś bliżej nas.-taaa. Pewnie. Jeszcze sie Sykes dowie.. Ooo po moim trupie.
-Nie!
-Ale.. Bd..-nie Jay! Zrozum, ze nic nie bd!
-Nie Jay! Nic nie będzie! Mhm.. Jeszcze się Sykes dowie..Tak, tak.-stałam pod domem Elizabeth.
-Tu mieszkasz?-popatrzył na mnie z politowaniem.
-Tak. Bardzo przytulnie. Jay.. Sorry, ale mi jest zimno i chce mi się spać.-pocierałam ręką o ramie. Na prawdę było zimno.
-Db. Już Cię puszczam. Tylko pozwól mi Cie odwiedzać. Proszę.-no i znowu te swoje kocie oczęta. Rzuciłam mu sie w ramiona.
-Brakowało mi Ciebie, Jay.-poczochrałam jego loczki.
-Mi Ciebie jeszcze mocniej.-puścił mnie. Kiwnęłam głową na "tak".
-Tylko powiem Elizabeth, że bd przychodził. Pa.-pobiegłam do domu.-Już jestem!-krzyknęłam z hallu.
-Co tak późno? Wiesz która jest godzina? Już 22. Miałaś być przed 21.-oj. Troszkę długo. No ale co ja poradzę, że mnie Jay zatrzymał.
-Tak wiem, przepraszam. Był duży ruch. Musiałam posprzątać bar, jeszcze mnie kolega zatrzymał.-ściągałam buty, a kobieta opierając się o futrynę założyła ręce na piersi.
-No przyjaciel. Bardzo dobry. Nie, nie, nic do niego nie czuję. Apropos tego przyjaciela. Jay chce mnie odwiedzać. Może?-stanęłam naprzeciw niej.
-Pewnie. A teraz chodź coś zjeść.-powiedziała i poszła do kuchni a ja za nią.
-Nie dziękuje. Jadłam. Poza tym. Późno już.-ups. Nie jadłam nic cały dzień. Ale dobrze. Przynajmniej schudnę. A jeszcze się dziś tyle nabiegałam.Szybko,pobiegłam na górę, żeby mnie Elizabeth nie zatrzymała. Wzięłam., już zimny prysznic. Nabalsamowałam swoje okropne ciało i odpłynęłam w krainę snu.

*tydzień później*
Przez ten tydzień sporo schudłam. Nawet bardzo. Kiedy stanęłam na wagę byłam z siebie dumna. Przez siedem dni z moich 67 kg. zrobiło się 54. W lustrze widziałam piękną dziewczynę. Zgrabną i umięśnioną. Założyłam na siebie krótką sukienkę, włosy związałam w kłos i zrobiłam delikatny letni makijaż. Dziś miałam wolne tak samo jak i jutro. Jednak ten dzień miałam spędzić z Jayem. Zeszłam na dół, a babcia.... No właśnie. Babcia. Tak właśnie Elizabeth kazała mi na siebie mówić. A.. na czym to ja... Ah tak. Zeszłam na dół, a babcia czekała na mnie ze śniadaniem.
-Babciu.Przecież mówiłam Ci, ze nie jestem głodna.
-Nie! Masz to jeść! Nie jesz nic ode mnie przez tydzień.-nigdy jeszcze nie słyszałam jej takiej zdenerwowanej. Postawiła mi przed oczami kanapki z szynką i serem.
-Wychodzę z Jayem do...-nie skończyłam ponieważ ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć. W nich stanął Loczek.
-Witaj.-pocałowałam go w policzek.
-Hej. Ślicznie wyglądasz. Idziemy?-miał śliczny uśmiech. Już dawno go takiego nie widziałam.
-O nie! Chodź tu synku.-machnęła do niego zachęcająco. On podszedł do niej. Schylił się.-Masz jej pilnować żeby jadła. Chude to jak patyk. A taka z niej ładna dziewucha była. Zeszpeciła się tylko bo jakiś chłystek źle ja potraktował.-chciało mi sie śmiać. Jednak gdy zobaczyłam minę Jaya zaniepokoiłam się.
-Niech się pani nie boi. Ja już ją przypilnuję.-pogładził ją po ramieniu i podszedł do mnie.
-To my idziemy!-krzyknęłam i wyszliśmy. Normalnie gadaliśmy. Nawet zapomniałam o tej rozmowie i o tym jego spojrzeniu rano, ale gdy wracaliśmy z lodów Jay zaczął temat.
-Alex. Też to widzę. Za bardzo schudłaś. Ile ważysz?-zatrzymał się i patrzył mi prosto w oczy. te niebieskie tęczówki hipnotyzowały tak jak te Nathana. Może trochę mniej. Może trochę inaczej, ale i tak mocno.
-54. Ale co z tego?-denerwowałam się. Wiedziałam, że on coś z tym zrobi.
-Co?! Zwariowałaś! Przecież ty ważyłaś ok. 70. Zrobisz coś dla mnie.-ta pewnie. Może jeszcze kurwa dziecko mu zrobię! No i znowu te paczałki. Eh. No db.  
-Co mam zrobić?-zapytałam troszkę z zawahaniem.
-Pójdziemy do lekarza. Na badania. Proszę.
-Co? Ale po co?-co ten debil znowu wymyślił?
-Tak, idziemy. Zgodziłaś się. Chodź.-pociągnął Cię za rękę. Na szczęście zjedliśmy lody.xd Doszliśmy do "całodobówki" Pobrali mi krew i zrobili jakieś badania. Nudziarz z tego McGuinessa. Nie wiem jakim cudem udało mu sie to zrobić, ale po godzinie nudnego czekania dostaliśmy wyniki. Bałam sie otworzyć.
-Okey. Skoro nie chcesz to chodź.Przejdziemy się.-wziął mnie za rękę i szliśmy jak rodzeństwo podskakując i śmiejąc się przy tym. Wreszcie zatrzymaliśmy się.Czułam, że ktoś nas obserwuje ale jakoś mi to nie przesadzało.
-Gotowa?-wyciągnął z kieszeni kopertę.
-Tak.-wyrwałam mu z ręki kopertę i szybko otwarłam.Były wyniki badań i list. Zaczęłam czytać na głos.
-" Z przykrością stwierdzam, ze ma pani anoreksję. Musi pani zażywać leki. W środku powinny też być recepty na te leki. Proszę je wykupić i zażywać tak jak pani napisałem. Czekam na panią za miesiąc."-już się miałam przytulić do Jaya, ale ktoś wyrwał mi kartkę.
-Jak to?! Jak to masz anoreksję!? Dlaczego?! Coś ty najlepszego zrobiła. Wyglądasz jak patyk.. Alex...-to był Mr. Sykes. No chyba go zajebię! Taa. Ja źle zrobiłam! Mam mu powiedzieć jak sie prawie z Klaudia przeleciał?! Podszedł do mnie i chciał się przytulić. Wyglądał okropnie. Broda. Oczy podpuchnięte i czerwone. Jak wrak Titanica po prostu.
-Zostaw mnie szmato! Co ty tu robisz wgl!? Oddawaj to!-wyrwałam mu list.-Jay! Ty zdrajco!! Powiedziałeś mu?!-w sumie to nie mógł mu powiedzieć bo był tak samo zdziwiony jak ja.
-Nie! Nie mam pojęcia skąd on się tu znalazł.-a było tak pięknie. Jay znowu się zdenerwował i żyłka na szyje mu wskoczyła. Nathan upadł na kolana i przytulił się do mojego brzucha.
-Kochanie. Tak bardzo mi Cię brakuję. Nie wybaczę sobie pewnie tego, ze Cię straciłem, ale wróć. Proszę.-płakał. Serce mnie zakuło. Nie chciałam na niego patrzeć. Podjęłam jednoznaczna decyzję.
-Człowiek który wymaga od innych a od siebie ani grosza jest nikim.-powiedziałam i wyrwałam się z jego uścisku.-Będę tęsknić Jay.-powiedziałam i pobiegłam do domu. Nathan krzyczał coś za mna ale nie słyszałam. Jay biegł ale nie dogonił mnie bo wsiadłam do taksówki. W ręce dalej trzymałam zmięty list.

*Hejj! Jest kolejny!! Czekam na komcie! Do nn.xD pa;*